Rozdział 3
Siedziałam
na miękkim fotelu, a obok mnie był Johnatan, który trzymał mnie za rękę przez
cały czas trwania filmu. Doskonale wiedział, że coś mnie niepokoi i w ten
sposób chciał dodać mi otuchy. Ciągle trzymałam swoją torebkę na kolanach, tak
abym była w stanie, jak najszybciej wyciągnąć z niej pistolet lub drewniane
kołki w razie potrzeby. Nie powiedziałam przyjacielowi, że zabrałam te rzeczy
ze sobą, bo z pewnością stwierdziłby, iż za bardzo mi odwala i grubo
przesadzam. W głębi duszy miałam nadzieję, że w ostateczności nic się nie
wydarzy, a ja ze spokojem po powrocie do domu, będę mogła stwierdzić, jak
bardzo nakręcam się na walkę. Od czasu włamania się tajemniczego mężczyzny do
mojego pokoju ciągle mam wrażenie, że za każdym rogiem czyha niebezpieczeństwo,
nawiedzają mnie złe przeczucia i strach przed niepowodzeniem w walce. Nie
chciałam jednak o tym nikomu mówić, bo przyjaciele zaraz stwierdziliby, że mam
jakieś stany lękowe, paranoję czy coś w tym stylu. Zaczęliby mi się uważniej
przyglądać, analizować każdy mój krok, być może nawet by mnie śledzili, żeby
udowodnić, że przecież nie dzieje się nic złego i nikt mnie nie obserwował
podczas ich akcji wywiadowczej.
Nie mam
pojęcia, o czym był film, na który przyszłam razem z Johnatanem, ale bardzo
cieszyłam się, że skończył się po ok. dwóch godzinach. Gdy zapaliły się światła
w Sali kinowej, uspokoiłam się trochę. Cieszyłam się, że tym razem nic złego
się nie stało, ale zarazem byłam zła, bo moje przeczucie kolejny raz mnie
zawodziło. Najgorsze było to, że nie mogłam mu już ufać, nie byłam go pewna tak
jak dawniej.
Po
wyjściu z kina postanowiliśmy udać się do pobliskiej restauracji, żeby zjeść
kolację. Wchodząc do jednej z najbardziej luksusowych restauracji w naszym
mieście, zauważyłam Liz siedzącą przy jednym stole razem ze swoją rodziną.
Przyjaciółka pomachała mi z uśmiechem na ustach, a ja odwzajemniłam gest.
Spojrzenie Nicholasa natychmiast mnie odnalazło. Czułam się trochę głupio ze
względu na to, że przyszłam tu z Johnatanem, ale przecież był on moim przyjacielem.
Nie chciałam, żeby Nicholas pomyślał, że chodzę z Johnem, chociaż i tak
przecież miałam już chłopaka. Powinnam przestać myśleć o bracie przyjaciółki w
kategorii kandydata na chłopaka, to znacznie ułatwi mi życie.
Młody i
przystojny kelner podszedł do nas, żeby zaprowadzić nas do wolnego stolika.
Johnatan odsunął mi krzesło, abym mogła usiąść, a po chwili zajął miejsce obok
mnie. Siedzieliśmy przy czteroosobowym stole przy wyjściu na taras i ogródek.
Niestety naprzeciwko nas stolik miała rodzina Sharewood. Czułam na sobie wzrok
Maggie, matki Liz. Ta kobieta nie znosi mnie od dnia, kiedy pierwszy raz
pojawiłam się w jej domu, zresztą ja też za nią nie przepadam. Wygląda na
okropnie wredną i surową osobę. Ma krótkie, sięgające uszu czarne włosy, bladą
cerę i ciemne oczy. Jest wysoka, szczupła i wysportowana, ubiera się zawsze w
długie sukienki do kostek i nosi buty na wysokich obcasach. Sprawia wrażenie
bardzo dumnej osoby, która za byle co jest w stanie skrócić cię o głowę.
Chociaż co do tego to nie byłabym taka pewna, bo jak większość kobiet wampirów,
Maggie, nie umiałam walczyć. Jeśli nie było z nią jej męża James’a , wszędzie
chodzili za nią ochroniarze. Liz kiedyś powiedziała mi nawet, że chciała
nauczyć się walczyć, ale mama jej tego zabroniła, ponoć stwierdziła, że
prawdziwa kobieta nie powinna mieć rąk skalanych krwią. Ja natomiast uważam
inaczej.
W
pomieszczeniu było dużo bogatych rodzin. Na scenie muzykę klasyczną grał zespół
z naszego miasta. Wystrój restauracji wbrew pozorom nie był pełny przepychu.
Stoliki wykonane były z drewna w kolorze koniaku a na nich położone były wszerz
białe bieżniki tak, aby z dwóch stron ustawić talerze. Ściany lokalu miały
ciemnobrązowy kolor, rozświetlone były lampami naściennymi, które znajdowały
się nad każdym stolikiem. Naprzeciwko wejścia na samym środku był kominek, w
którym palił się ogień. Wykonany był z jasnego kamienia i przyciągał uwagę
wielu nowy klientów restauracji. Po prawej stronie od głównych drzwi był bar, w
którym można było zamawiać drinki do picia lub też jedzenie. Naprzeciwko niego
ustawiona była scena, a po jej prawej stronie było, oświetlone zwisającymi
lampami tworzącymi kaskadę światła na ścianie, wyjście na taras i ogórek. Lewa
ściana od strony sceny była przeszkolona oraz oświetlona takimi samymi
światełkami jak wyjście na ogródek.
-Na co masz ochotę?- Zapytał Johnatan, kiedy trzeci raz
przeglądałam całą ofertę menu.
-Nie wiem, a ty?- Nie mogłam się zdecydować na nic. Miałam
wrażenie, że wszyscy ludzie w restauracji gapią się na mnie.
-Wezmę kaczkę z sosem malinowym, też chcesz?- Oddałam mu
kartę dań i kiwnęłam głową.- Nad deserem zastanowimy się później.- Dodał po
chwili.
Kelner
podszedł do naszego stolika widząc, że już podjęliśmy decyzję, co chcemy
zamówić. Był bardzo uprzejmy i z uśmiechem na twarzy przyjmował nasze
zamówienie, być może, dlatego że byliśmy tu częstymi gośćmi i zawsze
zostawialiśmy duże napiwki.
-Chyba nie bardzo podobał ci się film.- Stwierdził Johnatan
po odejściu kelnera.
-Przepraszam, ale jakoś nie mogłam się na nim skupić.-
Powiedziałam nie chcąc opowiadać mu o swoich złych przeczuciach. Pewnie
stwierdziłby, że wpadam w paranoję skoro często mam uczucie, że coś niedobrego
może mi się stać.- Pewnie to przez ten ciężki trening. Mimo wszystko jestem
zmęczona.- Uśmiechnęłam się do chłopaka przepraszająco.
-No trochę wycisk był. Słyszałaś, że jutro Victoria Marshall
organizuje imprezę na plaży? Wybierasz się na nią?- Zapytał mnie z ciekawością
w głosie. Dobrze wiedział, że niecierpiałam tej zołzy Victorii, ale publicznie
nigdy się z tym nie obnosiłam. Musiałam przecież udawać, że lubię wszystkich
tak samo i nikt, nawet najwięksi debile, mnie nie wkurzają. Wszyscy myśleli, że
Victoria jest moją dobrą koleżanką, bo często z moimi przyjaciółkami i nią
wychodziłyśmy na zakupy, czy na imprezy, ale tak naprawdę nigdy jej nie
lubiłam.
-Tak, mam nadzieję, że ty też będziesz- Dotknęłam jego ręki
wyciągniętej na stole, chcąc pokazać, że oczekuję od niego jego obecności na
jutrzejszej imprezie.
-Też będę. Nicole poprosiła mnie, żebym z nią poszedł.-
Westchnął trochę zasmucony.- Już nie mam do niej siły.
-Dlaczego?- Zaciekawiłam się.
-Ona ciągle za mną łazi.. jest wszędzie. Wchodzę do szkoły i
czeka na mnie przy wejściu, na stołówce przysiada się do naszego stolika, bo
chcę ci przypomnieć, że to ty jej na to pozwoliłaś, wychodzę ze szkoły, czeka
na mnie na parkingu. Wydzwania do mnie, pisze smsy, zaprasza na imprezy.. mam
jej dość.- Powiedział zrezygnowany.- Katy, pogadaj z nią, niech da mi spokój.
-John, się podobasz jej. Nicole to ładna, wartościowa
dziewczyna, może trochę zbyt zaborcza- Dodałam szybko, widząc jego wykrzywioną
minę- Jednak powinieneś dać jej szansę. A szczególnie powinieneś sam z nią
pogadać, że nie musi być taka nachalna, bo już zwróciłeś na nią uwagę.
-Mówisz poważnie?- Zapytał jakby niedowierzając.- To
zadziała?
-Tak- Uśmiechnęłam się do niego przekonująco.- Nicole
przestanie cię tak dręczyć, kiedy ty sam zaczniesz przejmować inicjatywę,
rozumiesz?- Chłopak kiwnął głową- Zaproś ją do kina, albo na kolację.
Rozmawiałam z nią już kiedyś, bardzo jej się podobasz i chce, żebyś to ty się o
nią starał, ale do tej pory wcale nie zwracałeś na nią uwagi, jakbyś nie
wiedział o jej istnieniu.
-Dobrze. Zaproszę ją, może coś się zmieni.- Odpowiedział mi
po chwili namysłu.
Kiedy
kelner przyniósł nasze zamówienie mimowolnie spojrzałam w stronę stolika
rodziny Liz. Nicholas nie zwracał już na mnie uwagi, moja przyjaciółka
pochłonięta była rozmową ze swoim tatą, Matt bawił się telefonem, a Maggie
rozglądała się po sali. Przyznam, że byłam trochę zdziwiona ich widokiem w
restauracji, bo wampiry nie jedzą normalnych posiłków. Na ich stole stały
talerze przepełnione jedzeniem, jednak zdawały się być one nietknięte.
Zgadywałam więc, że przyszli w to miejsce w ramach treningu dla swoich dzieci. Młode
wampiry musiały uczyć się jak oprzeć się pokusie wypicia krwi człowieka,
najlepiej właśnie poprzez przebywanie wśród ludzi.
Spojrzałam
na Nicholasa, którego mina była niezbyt wyraźna, widocznie niedawno przeszedł
przemianę i siedzenie wśród ludzi było dla niego nie lada wyzwaniem.
Zauważyłam, że jego szczęka jest mocno zaciśnięta, a wzrok skupił w jednym
miejscu. Współczułam mu, ale cóż, taka jest jego natura.
Gdy
skończyliśmy jeść główne danie, postanowiliśmy zamówić na deser lody. Ja
wzięłam moje ulubione śmietankowe z bakaliami, a Johnatan czekoladowe i
truskawkowe.
-Z Dean’em jedziesz na jutrzejszą imprezę?- Zapytał John,
kiedy dostaliśmy nasze zamówienie.
-Tak- Uśmiechnęłam się do chłopaka.
-Wiesz, Dean jest trochę dziwny.. Nie zrozum mnie źle, ale
nie podoba mi się, że z nim chodzisz, wciągnie cię w kłopoty.- Blondyn nie
spojrzał nawet na mnie, bo bał się mojej reakcji na jego słowa.
-John.. daj spokój, tyle razy o tym gadaliśmy. Chodzę z
Dean’em od dwóch lat i nie stało się mi jeszcze nic złego. Wiem, że go nie
lubisz, ale to nie oznacza, że jest on złym człowiekiem. Nie jest święty,
przyznaję, ale szanuje mnie i kocha, a to jest najważniejsze.- Odpowiedziałam
ze spokojem, starając się ukryć, jak bardzo denerwują mnie teksty tego typu.
-Katy, on jeździ po pijaku, widziałem jak kiedyś wychodził z
baru po kilku głębszych i wsiadł z kółko.- Przyjaciel zniżył głos, żeby mieć
pewność, że nikt z ludzi obecnych w restauracji nie usłyszy tego, co mówi.- On
bierze sterydy, przecież ma obsesję na punkcie siłowni, nie zauważyłaś tego?
-Wiem, że zdarza mu się prowadzić po pijaku, ale nigdy w
życiu nie uwierzę, że on bierze sterydy. Rozmawiałam z nim i obiecał, że nigdy
czegoś takiego nie zrobi.- Wytłumaczyłam.- Nie powinieneś słuchać wszystkich
plotek, ktoś cię okłamał.- Powiedziałam pewna swojej racji.
-Jak chcesz, nie będę się już wtrącał, bo widzę, że to i tak
nic nie daje.- Westchnął zrezygnowany.
Przyglądałam
się mu bardzo uważnie. Nie mogłam uwierzyć, że mój własny przyjaciel oskarża
mojego chłopaka o coś takiego. Dean nie był święty, wiem to, ale nigdy nie
zacząłby brać takiego świństwa.
-Aaaaa!- Rozległ się pisk dobiegający z ogrodu.
Od razu
rozpoznałam do kogo należał ten głos. Odwróciłam się w stronę stolika rodziny
Sharewood. Brakowało przy nim Liz i Nicholasa. Maggie i James rozejrzeli się
niepewnie. Oni też to słyszeli. Reszta gości nie zwróciła uwagi na pisk z
oddali i rozmawiali w najlepsze oraz zasłuchiwali się w klasycznej muzyce.
Błyskawicznie
razem z Johnatanem poderwaliśmy się ze swoich miejsc i pobiegliśmy do ogrodu.
Przez myśl przebiegło mi, że głodny Nicholas rzucił się na swoją siostrę, ale
szybko zmieniłam zdanie, kiedy zobaczyłam przerażoną Liz chowającą się w
ramionach brata. Naprzeciwko nich ktoś stał. Wampir.
Wyjęłam
z torebki dwa kołki, jeden podałam Johnowi, który wziął go nie zadając zbędnych
pytań. Póki wampir nas nie zauważył, mieliśmy spore szanse na zabicie go. Nie
musieliśmy nawet uzgadniać planu ataku. Automatycznie zaczęliśmy okrążać
osobnika, starając się odciąć mu drogę ucieczki. Stworzenia te były jednak
niezwykle silne i szybkie, dlatego nasz atak również musiałby przeprowadzony
błyskawicznie.
-Dzieci Sharewoodów!- Krzyknął wampir, podchodząc bliżej do
przestraszonych nastolatków.- Nareszcie was odnalazłem. Szczególnie na tobie mi
zależało Elizabeth.- Głos mężczyzny był zimny i nieprzyjemny. Był on wysoki,
czarnowłosy z bladą cerą i czerwonymi oczami.
Liz
mocniej wtuliła się w Nicholasa, który starał się zachować spokój, ale on
doskonale wiedział, że nie jest w stanie obronić siebie i siostry. Był tak
zaaferowanych wampirem, że nie zauważył mojej i Johnatana obecności. Mężczyzna
podszedł bliżej, chcąc dotknąć mojej przyjaciółki, ale nie zrobił tego, gdyż w
tym samym momencie rzuciłam się na niego z kołkiem. Kopnęłam go z całej siły
nogą w klatkę piersiową, tak że zatoczył się do tyłu. Johnatan w tym czasie
odepchnął Nicholasa i Liz, żeby wampir nie mógł już ich skrzywdzić, a ja
przyjęłam na siebie cały atak.
Mężczyzna
podniósł się niemal błyskawicznie po moim kopniaku i ruszył rozwścieczony na
mnie, ale ja nie zdążyłam się uchylić, przez co uderzył mnie mocno w brzuch
powodując, że przeturlałam się kawałek po zielonej i mokrej trawie. Z wielkim
trudem podniosłam się na nogi i ponownie stanęłam do walki z wrogiem. Wampir
próbował kolejny raz mnie uderzyć, jednak tym razem przewidziałam jego ruch i
dosłownie kilka centymetrów przed moją twarzą udało mi się odepchnąć jego rękę,
przez co stracił równowagę. Zachwiał się na nogach, a ja wykorzystałam moment,
żeby kopnąć go z półobrotu. W ręce ciągle trzymałam drewniany kołek, którym
zamierzałam zabić wrogiego mężczyznę. Był on wyraźnie zaskoczony siłą mojego
uderzenia, bo zanim podniósł się z ziemi minęło kilka sekund. Patrzyłam na
niego uważnie, a gdy spróbował mnie zaatakować, zrobiłam unik i znalazłam się
za jego plecami. Uderzyłam go pod kolana a on przewrócił się na ziemię.
Uniosłam wysoko kołek i zanim mężczyzna zdążył się odwrócić, zatopiłam drewno w
jego klatce piersiowej przebijają martwe serce. Odgarnęłam z twarzy grzywkę i
pobiegłam w kierunku Liz, która jak widziałam wchodziła do restauracji,jednak
nie zdążyłam jej dogonić, bo poczułam mocne uderzenie w plecy. Ścięło mnie z
nóg, upadłam na ziemię, a ktoś przeciągną mnie po niej kawałek. Odwróciłam się
gwałtownie, żeby spojrzeć, co się dzieje. Nade mną pojawiła się wampirzyca,
która zacisnęła mi rękę wokoło szyi, nie mogłam oddychać. Zaczęłam się szarpać,
próbując się wyswobodzić z jej mocnego uścisku, ale czułam, że nie daję rady. Z
całej siły kopnęłam wampirzycę w nogę, ta podkurczyła ją, ale nie rozluźniła
ucisku na mojej szyi. Zacisnęłam dłonie w pięści czując, że za chwilę się
uduszę, ustami próbowałam złapać chociaż trochę powietrza, ale nie mogłam.
Rękami próbowałam odepchnąć kobietę, ale brak tlenu mi tego nie ułatwiał, byłam
coraz słabsza. Kiedy myślałam, że już po mnie wampirzyca krzyknęła z bólu i
puściła mnie. Przeczołgałam się kilka centymetrów do tyłu i łapczywie łapałam
powietrze obserwując, jak Johnatan walczy z wampirzycą. Najpierw uderzył ja z
półobrotu, a później zafundował serię ciosów w twarz. Dopiero gdy kobieta
upadłą, przebił ją kołkiem.
Po
wampirach został tylko proch. Kaszląc wstałam i podniosłam kołek, którym
zabiłam pierwszego wampira. Tak, to był mój pierwszy zabity wampir, prawdziwy
wampir. Nigdy w życiu nie spodziewałam się, że gdy stanę twarzą w twarz z takim
osobnikiem będę wiedziała, co mam zrobić, żeby go pokonać. Zdawałam sobie
sprawę, że właśnie po to tyle godzin poświęcamy na treningach, żeby bez
problemu zabić wroga, ale zawsze wydawało mi się, że będę zbyt przerażona, żeby
wykonać jakikolwiek ruch. Nie uważam, że teraz poszło mi świetnie, ale też nie
był tak źle Powinnam być bardziej ostrożna i dokładnie się rozejrzeć, czy w
okolicy nie ma więcej wampirów, a nie biec jak głupia sprawdzić, czy z Liz i
Nicholasem wszystko w porządku. Następnym razem będę musiała więcej myśleć nad
tym, co robię.
Razem z
Johnatanem przeczesaliśmy cały ogródek w poszukiwaniu innych wampirów, ale
nikogo już nie znaleźliśmy. Zadzwoniliśmy w międzyczasie do Connora, opiekuna
naszej grupy, który przekazał nam, co musimy powiedzieć rodzinie Sharewood’ów.
Nasz
znajomy kelner zaprowadził Sharewood’ów do sali konferencyjnej, gdzie bez
wzbudzania podejrzeń mogli się uspokoić. Kiedy weszliśmy do pomieszczenia
wszystkie oczy były zwrócone w naszą stronę. Liz podbiegła do mnie z płaczem i
się przytuliła. Pogłaskałam ją po plecach. Nicholas siedział wyraźnie wściekły,
miał zaciśnięte pięści i szczękę. Maggie i James z niepokojem patrzyli na
siebie wzajemnie, a Matt starał się dodać otuchy Nicholasowi, jednak ten
zupełnie ignorował jego słowa.
-Katy, tak się bałam!- Jęknęła Liz, kiedy zaprowadziłam ją
do krzesła, żeby usiadła. Dopiero wtedy zobaczyłam, że moja biała spódnica jest
w niektórych miejscach zielona od trawy.
-Spokojnie, już wszystko jest dobrze.- Uśmiechnęłam się do
dziewczyny.- Konwój z Akademii niedługo po was przyjedzie i będziecie mogli
bezpiecznie wrócić do domu.- Powtórzyłam słowa Connora.
-Dobrze, dziękujemy.- Odpowiedział trochę zdenerwowany
James.
Mężczyzna
chodził niespokojnie z jednego końca pokoju na drugi. Co chwila pocierał ręką
szyję. W pewnym momencie spojrzał na mnie i na Johnatana, zatrzymał się.
-Dziękuję wam za ocalenie naszych dzieci.- Posłał nam coś w
rodzaju uśmiechu.
-Tak- Zgodziła się Maggie.- Gdyby nie wy.. och nawet nie
chcę myśleć o tym, co mogłoby się stać.- Głos kobiety lekko drżał, prawie się
popłakała.
-To nic wielkiego, taka jest nasza praca.- Odparłam sztywno,
starając się ukryć własne rozchwiane emocje.
Witajcie! Przybywam z nowym rozdziałem. Wiem, że powinnam była dodać go o wiele wcześniej, ale miałam problemy z komputerem, a gdy już napisałam rozdział i przeczytałam go, stwierdziłam, że jest beznadziejny i zaczęłam pisać od nowa. Ten nie jest doskonały, zdaję sobie z tego sprawę, ale chciałam dodać go w miarę szybko. Przepraszam za błędy jeśli się jakieś pojawią :)
Mam nadzieję, że rozdział Wam się podobał. Czekam na Wasze komentarze :D
Pozdrawiam :*
Muszę powiedzieć, że to opowiadanie jest świetne i takie... inspirujące, aż nabrałam ochoty na pisanie. Lekko i bardzo szybko się je czyta, no i przede wszystkim ma w sobie to coś i nie da się o nim zapomnieć. Nie jestem fanką romansów, ale twoje opo przypadło mi do gustu. Czekam na następną część ;)
OdpowiedzUsuńBardzo serdecznie dziękuję za tak miłe słowa :) Cieszę się, że moje opowiadanie Ci się spodobało :) Jeśli założysz jakiego bloga, to daj mi znać, chętnie na niego wpadnę :)
UsuńTrochę to minie zanim się odważę, ale będę pamiętać ^^
UsuńMam nadzieję, że jednak szybko się przełamiesz! :D Życzę powodzenia :D
UsuńSuper! Wreszcie się doczekałam xd
OdpowiedzUsuńŚwietne! Przeczytałam całość bez chwili na oddech! *-*
OdpowiedzUsuńRównież piszę opowiadania, ale dotychczas nigdzie ich nie opublikowałam, chyba powinnam to nadrobić.
Buziaki :*
http://cudowneksiazki.blogspot.com/
PS obserwuję!
UsuńCieszę się, że rozdział ci się podobał :D Powinnaś założyć bloga z opowiadaniem, spróbować swoich sił :D
UsuńScena walki ci się udała :D Podobało mi się jak to wszystko płynnie przeszło, Kate i Jonathan są serio świetni :D Trochę mnie zdziwiło, że Nicholas tak stał bezczynnie...No wiem...nowy wampir, no ale mógł coś zrobić, jakoś pomóc. Liz w to nawet nie mieszam, ma za łagodny charakter do czegoś takiego :)
OdpowiedzUsuńMam dziwne wrażenie, że Jonathan coś czuje do Kate i to nie jest zwykła, braterska miłość ;)
Nie podoba mu się jej związek z Dean i w ogóle nie dostrzega dziewczyny, która na niego leci :P
Podoba mi się twoje opowiadanie! :)
Zapraszam również do siebie!
~Brave
http://zaprzysiezeni.blogspot.com/
Dziękuję za miłe słowa o moim blogu :) Z przyjemnością zajrzę na Twoją stronę :)
UsuńNiby na szybko, a takie dobre ! :) Czyta się bardzo przyjemnie i lekko - dobra robota ! :)
OdpowiedzUsuńCiesze się, ze ci się podoba :D
Usuńfajnie i szybko się czyta nawet nie zauważyłam jak doszłąm do końca:D
OdpowiedzUsuńWybacz, że tak późno przybywam, ale brakowało mi czasu w ogóle na odwiedzenie moich czytelników ostatnio ;-; Ja nie wiem, co ta szkoła ze mną robi, no nie wiem, nie wiem D: Masakracja totalna ;x
OdpowiedzUsuńAj na początku już zauważyłam powtórzenie, w 3 akapicie, jak dobrze mniemam. Raz za razem użyłaś słowa "restauracja", chociaż można to bardzo ładnie zastąpić czymś innym :3
Początek jest taki spokojny, zwykły wieczór, kolacja z chłopakiem. Ot nic wielkiego, ale bardzo ładnie opisane i strasznie przyjemnie się czytało. Niczego złego nie można się spodziewać, kiedy tak się to czyta :3 Ale widać, że nasza bohaterka jest bardzo niespokojna. Aż dziwne, że jej chłopak nic nie zauważył i nie spytał się o nią, czy jest w porządku, czy tez nie.
Dobra, jestem durna xD Tak rzadko dodajesz rozdziały, że aż pogubiłam się w tym, z kim jest Kate, a kto jej jej przyjacielem ;-; No nie, to jest takie durne XD
Ale zwracam honor, dobra, Dean, ale i tak go nie lubię XD Od samego początku jakoś... Niet.
Jeny, tyle emocji! Chociaż nie mogę przywyknąć do tego, że są tu wampiry, to jednak... To opowiadanie ma coś w sobie, że nie mogę doczekać się, jak wstawisz następny rozdział! Walka opisana świetnie, czułam wszystko, widziałam wszystko i oczu nie mogłam oderwać od literek! Mam nadzieję, że nie każesz mi długo czekać i już niedługo będę mogła kolejny rozdział przeczytać <3
Mam dla Ciebie małą propozycję, bo jakoś tak... nie ukrywam, ale jakoś nie pasuje mi ten wystrój do tematyki Twojego bloga. ;p Znaczy to takie moje osobiste odczucie i jakbyś chciała może coś zmienić, to łap link do mojego innego bloga i może zechcesz coś zmienić u siebie ;p
http://psychopathgrapficsforyou.blogspot.com/
Zapraszam na nowy rozdział, już 8! :D
Usuńhttp://further-life.blogspot.com/
Teraz już 9 kochana, czekam na Ciebie :*
UsuńRozdział 10 zaprasza :)
UsuńJa też przeczytałem całość, ale nie miałem czasu wcześniej napisać komentarza, bo z tel nie lubię, a czytałem w chwilach wolnych, ale jednak będąc poza zasięgiem klawiatury i komputera. Teraz korzystając z chwili, chcę to naprawić i skomentować, ale nie chciałem wracać się już do poprzednich rozdziałów. Postanowiłem, że wszystko zawrę w jednym komentarzu, bo i tak wszystko mi się już zlało w całość i nie pamiętam co było w poszczególnym.
OdpowiedzUsuńZauważyłem, że dialogi piszesz od lewej, bez akapitu, a przy nich też należałoby wykonać akapit. W opowiadaniach nie używamy skrótów, typu "ok." zamiast "około". Zastanawiam się w ogóle, czemu ona się tak cieszyła, że film tyle trwa. Według niej to było krótko, a film jej się nie podobał, więc cieszyła się iż po niecałych dwóch godzinach się zakończy?
O ile nie mam nic do przyjaźni damsko-męskiej, to jednak uważam, że z przyjacielem to się idzie do pubu, na piwko, a nie na romantyczną kolację, dlatego ja bym bardzo chciał zobaczyć wybuch złości chłopaka tej dziewczyny.
"Był tak zaaferowanych wampirem, że nie zauważył mojej i Johnatana obecności." - zaabsorbowany.
Przyznam też, że sceptycznie podchodzę do opowiadań o wampirach, gdzie nie są one postaciami z horroru, a osadzone są w nastoletnich klimatach, jakiś randkach, swataniu. Ciężko mi to po prostu kupić, bo jeszcze się nie spotkałem, by zostało to przystępnie napisane, dlatego wiem, że któryś rozdział u ciebie, gdzie ta dziewczyna chodziła blisko domu z tym starszym, jednocześnie myśląc o młodszym mnie zmęczył, bo ani nie było tam fascynujących tematów, ani trafionych porównać obu panów, a nawet zaprzeczała sama sobie bohaterka. Najpierw patrzyła na chłopaka (jeszcze w domu) wyzywająco i żadne z nich nie spuszczało wzroku, a potem była chyba wzmianka o tym, że on ją onieśmiela, choć ubrana w nieco inne słowa. Gdyby ją onieśmielał, to chyba by się jednak inaczej zachowywała.
Obiecuję, że moje kolejne komentarze będą dłuższe i dogłębniejsze. Postaram się jeszcze dziś tu wrócić i coś dopisać o tym rozdziale, pod którym właśnie ten komentarz piszę, a póki co zapraszam do siebie:
j-i-s.blogspot.com
Hej, wpadłam na Twojego bloga przez blogobranie i nie żałuję :). Bardzo przyjemnie się czyta, uwielbiam romanse, a jeśli dochodzi fantastyka to jest jeszcze lepiej! Z niecierpliwoscią czekam na kolejny rozdział i życzę duzo weny! Ja dopiero się z moim opowiadaniem rozkręcam, ale jeśli masz ochotę, to wpadnij :) her-infinity.blogspot.com
OdpowiedzUsuńZ super, hiper, wielkim opóźnieniem przybywam z komentarzem! :D Fantastyczny rozdział, ale boli mnie fakt, że napisany on został w lutym i nie ma od tego czasu nic nowego... :(
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że szybko pojawi się cos nowego! ;)
Pozdrawiam cieplutko! :*
Bardzo ciekawe opowiadanie, wciągające:)
OdpowiedzUsuńŚwietny styl pisania, chce się czytać dalej :) Ciekawy pomysł na fabułę. Zapraszam też do mnie w wolnej chwili: https://www.fryzomania.pl/category/hokery-fryzjerskie Może znajdziesz coś dla siebie, pozdrawiam! :)
OdpowiedzUsuń