wtorek, 29 grudnia 2015

2. Dobrze będzie mieć takiego przyjaciela.



               Przez cały wieczór byłam oczarowana Nicholasem, którym ukradkiem spoglądał na mnie co chwilę. Ledwo co go znałam, a już uwielbiałam patrzeć na jego piękny uśmiech dodający mu niesamowitego uroku i anielskiego wyrazu twarzy. Był nawet moment, kiedy nasze spojrzenia się spotkały, żadne z nas nie odwróciło w zawstydzeniu wzroku, tylko uparcie patrzyliśmy na siebie, jakbyśmy testowali, kto dłużej wytrzyma.
                Niestety, Liz nie zrezygnowała ze swojego zamiaru swatania mnie z Matt’em, chociaż on, tak jak ja, nie pałał do tego pomysłu zbytnim zaangażowaniem. Domyślałam się, że był tego samego zdania, co ja. Całe szczęście, bo duży problem byłyby, gdym mu się bardzo spodobała i stwierdziłby, że wykorzysta okazję, żeby mnie poderwać. Elizabeth próbowała zachęcić nas do wspólnej rozmowy, wymyślała przeróżne tematy, które teoretycznie powinny nas zainteresować, ale to nie zadziałało. Oboje z Mattem odpowiadaliśmy lakonicznie, chcąc dać dziewczynie do zrozumienia, że nigdy w życiu nie będzie z nas pary, ale do niej nic nie docierało. W pewnym momencie doszło do tego, że zmusiła nas, abyśmy wyszli razem na spacer. Początkowo poszliśmy we czwórkę- ja, Matt, Liz i Nicholas- ale moja przyjaciółka pod pretekstem zmęczenia wróciła do domu i pociągnęła za sobą Nicholasa, który na pierwszy rzut oka nie był zbytnio zachwycony tym, że zostawia mnie samą ze swoim bratem. Ja sama nie byłam z tego powodu zadowolona, ale nie mogłam przecież powiedzieć mu, że bardzo mi przykro, ale ja też już muszę iść do domu, tym bardziej że moi rodzice wciąż siedzieli z jego rodzicami w salonie.
-Przepraszam cię za moją siostrę, trochę jej odwala dzisiaj- Matt mówił spokojnym głosem, ale nawet na mnie nie spojrzał.- Ubzdurała sobie, że bylibyśmy świetną parą, ale to przecież nie realne. Nie jesteśmy tacy sami, byłoby z tego tylko dużo problemów, a zero przyjemności, wiec to nie ma sensu. Niestety Liz lubi wtrącać się w moje i Nicholasa życie i czasami urządza takie akcje, że głowa mała. Może trudno ci to sobie wyobrazić, ale robi jeszcze grosze rzeczy niż to.
Uśmiechnęłam się krzywo, bo nie wiedziałam, co mam powiedzieć. Matt spojrzał na mnie, jego ciemne źrenice rozszerzyły się gwałtownie.
-Przepraszam, nie chciałem, żeby to tak zabrzmiało. Nie zrozum mnie źle, nie chodzi mi o to, że coś z tobą jest nie tak, to znaczy jest, ale nie w zły sposób- Chłopak pogubił się we własnych słowach i myślach. Westchnął ciężko widząc moją lekko zdziwiona minę.- Katy, jesteś piękną inteligentną dziewczyną, a główny problem jest w tym, że jesteś człowiekiem. Nie uważam, nie pomyśl sobie nic na zapas, że jesteś gorsza ode mnie czy coś. Chodzi mi o to, że nie ma sensu angażować się w związek spisany na niepowodzenie. Rozumiesz już?
-Tak, rozumiem- Zgodziłam się wracając myślami do cudownego Nicholasa. Matt miał rację, powinnam przestać myśleć o nim, bo i tak nic z tego nie będzie, on pewnie ma takie samo myślenie jak jego brat, więc nawet nie spojrzy na mnie jak na kandydatkę do bycia jego dziewczyną.
-Ale nic nie stoi na przeszkodzie, żebyśmy byli przyjaciółmi, tak jak nasi rodzice, nie uważasz?- Mat wyciągną do mnie rękę w geście pojednania, a może rozpoczęcia nowej znajomość.
-Oczywiście, dobrze będzie mieć takiego przyjaciela.- Podałam mu swoją dłoń i uśmiechnęłam się szczerze.
                Ciemne włosy Matt’a rozwiewał silny wiatr, kiedy wracaliśmy z dość długiego spaceru. Przegadaliśmy cała drogę i szybko okazało się, że jednak potrafimy złapać wspólny język i się dogadać. Wreszcie zaczęłam się czuć przy nim swobodnie. Był przystojny, ale nie onieśmielający jak jego młodszy brat, jego ciało było umięśnione, ale nie przesadnie. Nie miał tak czarującego uśmiechu, jak Nicholas, ale za, to kiedy zaczął się śmiać, ciężko było pozostać poważnym. Miał ciepłą barwę głosu i życzliwe, ciemne oczy. Zachowywał się wobec mnie uprzejmie, kulturalnie, ale nie sztywno i nudno. Opowiadał wiele żartów oraz śmiesznych sytuacji z jego życia. Ja również powiedziałam trochę o sobie, ale nie dużo, bo nie lubię tego robić.
-Jestem ogromnie zdziwiony, że dałaś radę przejść tyle drogi bez narzekania w tych niebotycznie wysokich szpilkach.- Matt uśmiechnął się do mnie otwierając mi drzwi wejściowe do jego domu.
-Jestem do tego przyzwyczajona- Odparłam wchodząc do środka.
                Chłopak pomógł mi zdjąć marynarkę i zaprowadził mnie do salonu, gdzie wszystkie spojrzenia były skierowane na nas. Usiedliśmy obok siebie na kanapie, ale nie odezwaliśmy się ani słowem. Czułam na sobie ciężkie spojrzenie ojca, który nie był zadowolony z mojego wyjścia z najstarszym synem jego przyjaciół. Już nie mogę się doczekać drogi powrotnej, kiedy to zapewne usłyszę, jaki ogromny wstydy przynoszę rodzinie.
                Dalsza część wieczoru przebiegła w miarę spokojnie, no może oprócz pełnych nienawiści spojrzeń Maggie- matki Liz. W drodze do domu rodzice nie odezwali się ani do siebie, ani do mnie. Wraz z wyjściem z towarzystwa pozory idealnej rodziny zniknęły, ale mi to nie przeszkadzało, przez tyle lat mieszkania z nimi przyzwyczaiłam się już do tego. W domu wzięłam szybki prysznic, przejrzałam portale społecznościowe i położyłam się spać.
                Obudziłam się kilka minut po jedenastej rano, ale zwlekałam ze wstaniem z łóżka. Zanim poszłam pod prysznic, sprawdziłam Facebooka i Instargama. Moje przyjaciółki ze szkoły poszły na imprezę razem ze swoimi chłopakami, a mój Dean grał z przyjaciółmi na konsoli cały wieczór. Po wykąpaniu się zjadłam późne śniadanie i wróciłam do mojego pokoju. Dzisiaj o szesnastej miałam trening w szkole, a potem musiałam iść do Akademii na ćwiczenia bojowe.
                Po zjedzeniu śniadania zaczęłam odrabiać lekcje i się uczyć. Byłam jednym z najlepszych uczniów w mojej szkole, dlatego nie mogłam przyjść w poniedziałek z nieodrobionymi zadaniami i nieprzygotowana na sprawdzian z chemii. No cóż, w szkole, tak jak i w życiu codziennym, musiałam sprawiać wrażenie poukładanej, kulturalnej dziewczyny z wyższych sfer, dlatego ogromnie cieszyło mnie to, że należę do Akademii. Tam przynajmniej na treningach mogłam rozładować emocje, które kłębiły się we mnie po całych dniach spędzonych z próżnymi kolegami ze szkoły. Nie chodzi o to, że nie lubię moich znajomych, ale czasem wkurza mnie ich brak empatii i rozumienia dla drugiego człowiek, są zadufani w sobie i myślą, że dzięki pieniądzom dostaną wszystko. Dzieje się tak, dlatego że nie znają prawdziwego życia, nie widzą jak bardzo ludzie cierpią z powodu braku pieniędzy, których oni tak nie szanują i wydają na głupoty. Nie mówię, że ja nie lubię poszaleć na zakupach, jednak potrafię wspomóc potrzebujących i robię to zupełnie bezinteresownie. Tym właśnie różnie się od znajomych ze szkoły.
                Zanim wyszłam z domu przebrałam się w strój do ćwiczeń, czyli krótkie spodenki w kolorze czerni i top na cienkich ramiączkach. Do torby sportowej spakowałam swój strój do treningu, który odbędę w Akademii. Włosy związałam wysoko na czubku głowy, nie malowałam się, gdyż nie miało to większego sensu, bo makijaż po tylu godzinach ruchu, jakie miałam sobie zafundować z pewnością rozmazałby się na mojej twarzy i wyglądałby tragicznie.
                Po kilku minutach dojechałam do parkingu szkolnego, był prawie pusty. Na ogromnym placu, gdzie zmieściłoby się prawie dwieście samochodów, stało tylko kilka zaparkowanych niedaleko siebie. Rozpoznałam każdy z pojazdów, gdyż należały do moich przyjaciół. Spain Park High School było ogromną i jedyną placówką oświatową w naszym mieście. Zajmowało naprawdę spory kawałek ziemi. Uczniowie mieli do dyspozycji korty tenisowe, otwarty basen, boisko do gry w rugby, piłkę nożną, siatkówkę i kosza, siłownię, ogromną krytą halę sportową oraz świetlicę, w której można było zrelaksować się przed lub po zajęciach.
                Ja wybierałam się właśnie na halę sportową, bo tam odbywał się trening cheerleaderek, których byłam kapitanem. Zbliżały się rozgrywki między szkolne, więc musiałyśmy z dziewczynami przećwiczyć wszystkie układy. Musiałyśmy wspierać naszych chłopaków, którzy grają w rugby. Układy wymyślałam sama, bo zawsze to lubiłam robić, w pewnym sensie taniec pozwalał mi odpocząć od wszystkiego, dzięki niemu mogłam się, chociaż na chwilę zrelaksować i zapomnieć o tym, jak bardzo idealna muszę być.
                Wchodząc na salę, zobaczyłam kilka dziewczyn leżących na zimnym parkiecie. Przywitałam się z nimi, a potem wyjrzałam przez okno, żeby popatrzeć jak trenują nasi reprezentanci w zbliżających się turniejach. Mój chłopak Dean był kapitanem drużyny rugbistów, chociaż sam za dobrze nie dawał sobie rady na boisku, nigdy mu jednak tego nie powiedziałam, bo byłam świadoma ile ten sport znaczy dla niego, kochał go, tak jak ja kochałam walkę, której się nauczyłam w Akademii. Dean zauważył mnie przez szybę, więc pomachałam mu, uśmiechnął się do mnie i szybko wrócił do gry. Wyglądał trochę śmiesznie w tym ciężkim stroju, gdyż nie był aż tak umięśniony, jak jego koledzy, jednak uparcie starał się im dorównać pod względem masy, dlatego każdą wolną chwilę spędzał na siłowni. Trochę mnie to wkurzało na początku, bo przestał mieć dla mnie tyle czasu, ale szybko zrozumiałam, jak bardzo mu na tym zależy, więc przestałam się go czepiać i zaczęłam pomagać mu się zmotywować, chociaż z tym akurat nie miał wielkiego problemu. Starałam się także pilnować jego diety, ale było to dosyć trudne, gdyż nie widywaliśmy się zbyt często. Po dwóch miesiącach jego ćwiczeń zauważyłam lekką różnicę, ale on stwierdził, że nic się nie zmienił, dlatego jeszcze intensywniej zaczął trenować. Zbliżał się teraz czwarty miesiąc jego ćwiczeń, a efekty są już o wiele bardziej widoczne niż te po dwóch miesiącach. Najważniejsze było dla mnie to, że Dean był zadowolony, bardzo mi na nim zależało chociaż, prawdę mówiąc, traktowałam go bardziej jako przyjaciela niż chłopaka.
                Kiedy wszystkie dziewczyny zebrały się na hali uciszyłam je, bo jak zwykle plotkom nie było końca, i włączyłam muzykę, żeby przypomnieć im rytm i podstawowe kroki trzech nowych układów, które ćwiczyłyśmy od kilku dni. Koleżanki z drużyny świetnie czuły muzykę, dlatego praca z nimi zawsze przebiegała sprawnie i szybko. Trenowałyśmy dwie godziny, a potem poszłam się przebrać i pojechałam do Akademii.
                Akademia była miejscem, gdzie szkoleni byli ludzie tacy jak ja, których głównym zadaniem było chronienie gatunku ludzkiego przed zagrożeniami ze strony istot nadnaturalnych, takich jak wampiry, wilkołaki czy demony. Była to organizacja ściśle shierarchizowana, gdzie każdy miał swoje miejsce i swoje zadania do wykonania. Akademia stanowiła ogromy kampus ogrodzony wysokim murem od strony drogi i gęstą siatką od strony lasu. Na jej terenie znajdowały się budynki mieszkalne, które zajmowali także członkowie spoza naszego miasta Hoover, trenerzy, dowództwo i niektórzy uczniowie. Jak w każdej szkole odbywały się tu zajęcia teoretyczne w aulach oraz praktyczne na salach treningowych lub na boiskach. Członkowie Akademii musieli ciężko pracować, żeby utrzymać się w szeregach bojowych, bo jak wiadomo, nie każdy dawał sobie radę, a osoba, która jest słaba fizycznie, nie ma nawet co próbować walczyć z demonami. Do grupy bojowej mogły przystępować osoby, które zaczynały czwarty rok nauki, a ja nie byłam wyjątkiem, chociaż mogłam zacząć o wiele wcześniej. Ten temat jednak zawsze był dla mnie drażliwy i nie lubiłam o tym rozmawiać. Tak więc byłam w sumie trochę żółtodziobem, ale szło mi bardzo dobrze w porównaniu do innych osób z mojego rocznika szkoleniowego. Wszystko dzięki solidnemu wykształceniu, które odebrałam w czasie dzieciństwa, miałam naprawdę dobrych, pod względem wiedzy i umiejętności, nauczycieli oraz trenerów. Jeden ze szkoleniowców na zawsze pozostanie w mojej pamięci, zawsze był dla mnie miły, lubił mnie.
                Do Akademii nie był przyjmowany każdy człowiek, który zgłosił chęć walczenia z zagrażającymi nam gatunkami. Żeby się tam dostać trzeba było mieć kogoś z rodziny, kto walczył w jej szeregach, wiąże się to z ponadprzeciętnymi umiejętnościami, które przekazywane są w genach. Ja dostałam się dzięki mojemu dziadkowi i wujkowi. Pierwszy z nich już niestety nie żyje, zmarł w trakcie jednego z polowań urządzonych na wampiry w Kanadzie. Wujek służy natomiast w oddziale specjalnym w Ruminii, jest tam bardzo niebezpiecznie ze względu na duże zagęszczenie Wampirów w tamtym kraju. Nigdy go nie widziałam, wiem tylko, że ma na imię Vincent i oprócz swojej siostry, a mojej mamy, nie ma żadnej innej rodziny. Zawsze chciałam go poznać, bo bardzo ciekawiło mnie to, jakie zadania musi wypełniać będąc w oddziale specjalnym i to na dodatek w Rumunii, tam dostają się tylko wybitni żołnierze. Nigdy nie ukrywałam, że też, jak wujek, chce służyć w oddziałach specjalnych. Może i jest to niebezpieczne, ale czy nie do tego rodzice przygotowywali mnie przez całe życie?
                Po wjechaniu na plac Akademii skierowałam się prosto na boisko, gdzie czekał już na mnie Johnatan, mój przyjaciel od czasów dzieciństwa. Znaliśmy się już dobrych kilka lat. Poznałam go jako pierwszego dzieciaka w moim wieku zaraz po przeprowadzce do Hoover. Miał blond włosy i niebieskie oczy, które zawsze potrafiły odczytać, jaki mam humor i czy warto zaczynać się ze mną drażnić. Był dobrze zbudowany, lekko umięśniony i bardzo zwinny, co było jego ogromnym atutem, jeśli chodzi o walkę. Jako przyjaciel był niezastąpiony, zawsze potrafił sprawić, że uśmiechałam się w jego towarzystwie, nigdy nie pozwolił mi się smucić, kiedy nie miałam humoru do rozmowy, on ciągle opowiadał różne historie, ale gdy potrzebowałam chwili ciszy, potrafił usiąść obok, przytulić mnie i pomilczeć ze mną. Bardzo ważne jest też to, że w czasie walki zawsze mogłam na niego liczyć, tworzyliśmy świetny zespół, niemalże nie do pokonania. Zamierzaliśmy nawet w tym roku wystartować w konkursie walk zespołowych organizowanych na terenie całego stanu Alabama.
                Johnatan powitał mnie szerokim uśmiechem i objął po przyjacielsku w pasie. Szliśmy razem na trening, który miał się odbyć za pięć minut na dużym boisku. Trzeci tydzień września był nadzwyczajnie suchy, bardzo mało padało od kilku dni. Dzięki temu mogliśmy odbywać ćwiczenia na zewnątrz. Nasz trener przyszedł trochę spóźniony. Spojrzał na grupę dwudziestu osób, którą tworzyłam razem z kolegami i koleżankami z roku. Nie był zachwycony naszym widokiem, dało się to wyczytać z wykrzywienia, które wymalowało się na jego twarzy, gdy tylko zobaczył nas na boisku. Przywitał się z nami szorstko i nie marnując dłużej czasu, kazał nam zrobić rozgrzewkę. Później ćwiczyliśmy rzuty nożem oraz wykopy z półobrotu. Następnie odbywaliśmy walki w parach, a na sam koniec biegaliśmy dwadzieścia okrążeń wokoło ogromnego boiska. Ze względu na to, że już mogliśmy brać udział w misiach musieliśmy być ciągle w formie. Zawsze nam powtarzano, że jeśli wszelkie sposoby walki zawiodą, nasze nogi nie mogą nas zawieść. Oznaczało to, że kiedy nie będziemy mogli pokonać przeciwnika, musimy być w stanie szybko uciekać. Zgadzałam się z tym w stu procentach.
                Po skończonym treningu wzięłam prysznic w łazience i przebrałam się w strój, który miałam na sobie w czasie treningu cheerleaderek, bo jak się okazało, zapomniałam spakować do torby normalnych ubrań na zmianę. Johnatan czekał na mnie w korytarzu, umówiliśmy się na wspólny wypad do kina. Gdy wyszłam z szatni chłopak siedział na niskiej ławeczce i bawił się telefonem.
-Coś ciekawego na Fejsie?- Zapytałam stając naprzeciwko niego.
Podniósł głowę i spojrzał na mnie zdziwiony. Przebiegł wzrokiem po całym moim ciele. Wiedziałam, o co mu chodzi.
-Nic nie mów, zanim pojedziemy do kina, skoczę do domu i się przebiorę, nie mogę przecież tak się ludziom pokazać.- Uśmiechnęłam się.- Wstawaj, jedziemy.
                Postanowiliśmy, że Johnatan pojedzie za mną do mnie do domu swoim samochodem i poczeka aż się przebiorę i wtedy razem, jego autem, dojedziemy do kina. Starałam się wybierać ubrania jak najszybciej, żeby przyjaciel nie złościł się na mnie, że za długo mi zeszło przy zwykłym przebieraniu się. On nie rozumiał, że będąc popularna muszę dbać o swój wygląd, dla niego to nie miało znaczenia, czy jestem w krótkiej miniówce i na wysokich obcasach, czy w szarych dresach i trampkach. Założyłam na siebie krótką białą spódniczkę z wysokim stanem oraz jasnoróżowy bawełniany sweterek z długimi rękawami, który sięgał wcięcia mojej talii. Dzięki temu świetnie uwidoczniona była koronka wszyta w górę spódnicy. Do tego założyłam szpilki w delikatnie różowym kolorze oraz białą kopertówkę. Włosy rozpuściłam i rozczesałam. Umalowałam na jasnoróżowy kolor oczy i zrobiłam na powiekach czarną kreskę. Usta pomalowałam matową szminka w kolorze jasnego beżu. Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Czułam w duszy niepokoju, coś było nie tak. Miałam złe przeczucia. Wsadziłam do torebki dwa drewniane, ostro zakończone kołki i pistolet ze srebrnymi kulami. Niestety czułam, że ten zestaw dzisiaj bardzo mi się przyda.






Witajcie! Przepraszam, że tak długo nie dodawałam nowego rozdziału, ale nie bardzo miałam na to czas. Mam nadzieję, że nigdzie nie ma błędów, a jeśli są to napiszcie mi :) Dziękuję Wam wszystkim bardzo serdecznie za to, że czytacie moje opowiadanie. Jest mi niezmiernie miło, kiedy ktoś pisze w komentarzu, że podoba mu się to co piszę :) Wiem, że ten rozdział nie jest jakoś cudownie zaskakujący i przepełniony akcją, ale stwierdziłam, że dobrze będzie wyjaśnić niektóre sprawy na początku historii, tak żeby wszystko było później jasne :)  Następny rozdział pojawi się z pewnością po nowym roku :) Całuski :*

7 komentarzy:

  1. Bardzo ładny szablon, zapraszam do siebie. :D

    http://jestesmydziecmiziemi.blogspot.com/

    Pozdrawiam, KatieKate

    OdpowiedzUsuń
  2. Jedyne co, to mogłabyś więcej dialogów ;)
    A tak, to czytało mi się dobrze ;))

    OdpowiedzUsuń
  3. W połowie czytania zauważyłam kilka dziwnych powtórzeń. Może nie następują one po sobie, ale jak raz napisałaś o akademii, a potem o stroju na trening, który odbędzie w akademii. Wydaje mi się, że takie ciągłe uściślanie nie jest potrzebne, idzie się łatwo domyśleć :)
    "jest tam bardzo niebezpiecznie ze względu na duże zagęszczenie Wampirów w tamtym kraju. " - ładniej by to brzmiało kończąc na wampirach, po prostu :D
    "udział w misiach musieliśmy" - literóweczka :D misjach*

    No, ogólnie to początek dla mnie był najciekawszy z całego tego rozdziału :P Tym razem nie grzeszyłaś opisami, ale było bardzo mało wplecionych rozmów. Matt zaskoczył mnie bardzo, tak dziwnie się zaplątał w sobie, rozmawiając z naszą główną bohaterką. No ale, taki już z niego dziwny typ ;p Ciekawa jestem, czy wpleciesz jakiś wątek z tym Nicholasem. Kurde, po 1 rozdziale bardzo mnie zauroczył :D Chcę go więcej!
    Dean jakoś mi nie przypadł do gustu, nie wiem czemu... Dziwny ;x Ale za to Johnatan! Kurde, widzę że 3 z nas, blogowiczek ukochało sobie jego imię, bo i u mnie i u Ciebie i u mojej Luni wystąpiło to imię XD
    Chcę szybko, jak najszybciej kolejny rozdział! nie wytrzymam, ciekawi mnie to, co się stanie! Coś ewidentnie jest na rzeczy, skoro dziewczyna jest taka przezorna i spakowała broń, na wszelki wypadek! Szykuje się coś grubego i ja chcę wiedzieć CO DOKŁADNIE ;-;
    Nah, niedosyt ;-;

    Ps. W kilku miejscach, chyba przy dialogach blog Ci chyba psikusa zrobił, bo nie wstawiły się akapity i tak dziwnie się czytało ;x

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ps.2. Nowy rozdział xD
      http://further-life.blogspot.com/

      Usuń
  4. Świetny rozdział, fajnie, lekko się czytało. Jestem ciekawa, czy prócz wątku miłosnego planujesz jakąś poważniejszą akcję? Czy raczej tylko pojedyncze krótkie przygody? :D
    Czekam na nowy rozdział!

    Pozdrawiam cieplutko! :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Widzę, że pomału się rozkręca :) Mogłabyś dawać trochę dialogów , a tak to dobrze

    Zapraszam do mnie
    http://look-after-you.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetne :) Zapraszam http://remember-rose.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń